Haiku 

Mariusza Parlickiego

 

Z tomiku "Podszepty chwili"

 

 

***

spod czapki śniegu

zerkają w stronę słońca

zmarznięte drzewa

 

***

kropla za kroplą

spływają z moich okien

witraże zimy

 

***

kruszeją lody

kra kra z radości krzyczą

gawronie chóry

 

***

wezbrana rzeka

dorównać pragnie niebu

rozlewa błękit

 

***

marcowe słońce

starczyło żeby rozgrzać

serce pierwiosnka

 

***

wiekowe dęby

podobnie jak ja mają

zielono w głowie

 

***

trzepoczą skrzydła

milionów kropel wody

huczy wodospad

 

***

ciepłe sny stygną

gdy wdziera się przez okno

powiew przedświtu

 

***

chodź na majówkę

słyszysz w katedrze lasu

konwalie dzwonią

 

***

pod niebem łąki

płonie ognisko słońca

sen nietoperza

 

***

rzeka potrafi

nadać najtwardszym głazom

szlif łagodności

 

***

w rybackie sieci

ławicę ryb przywiodła

szczęśliwa gwiazda

 

***

po skalnej ścianie

człowiek idzie do nieba

razem z butami

 

***

skaliste szczyty

od wieków patrzą na świat

kamienną twarzą

 

***

zdyszane miasto

złapało późną nocą

miarowy oddech

 

***

nocą witraże

wznoszą bezbarwne modły

o promień światła

 

***

pędzel jutrzenki

na sinym dachu nieba

maluje freski

 

***

kropelki rosy

ociera promień słońca

z policzka róży

 

***

konają puszcze

zielone szyje ściska

pętla asfaltu

 

***

cekiny nieba

nawet gdy się wypalą

nadal nam świecą

 

***

wyciągam ręce

upadam na kolana

zbieram poziomki

 

***

leśne maliny

kuszą by zakosztować

dzikiej słodyczy

 

***

potędze wiatru

zuchwały opór stawia

wydęty żagiel

 

***

piaski pustyni

uschły z próżnej tęsknoty

za glorią pereł

 

***

tylko pająki

potrafią ciągle plotąc

nic nie poplątać

 

***

poranne słońce

rzuciło jasne światło

na mroki życia

 

***

z leśnej gęstwiny

wyszła mi na spotkanie

zgubiona droga

 

***

przed wiejską chatą

w niedzielne popołudnie

ugięta ławka

 

***

po parasolu

spływają łzy rzęsiste

requiem dla lata

 

***

przywarły ciałem

w blasku świateł latarni

ćmy samotności

 

***

w ramionach ziemi

złożyło swoje ciało

spróchniałe drzewo

 

***

sterczą łodygi

dmuchawce tracą głowy

kiedy wiatr wieje

 

***

noce się dłużą

już nie pogania czasu

sekundnik cykad

 

***

patrzę ze szczytu

jak potok chmur zalewa

senną dolinę

 

***

ucichły ule

snujmy jak złote pszczoły

słodkie marzenia

 

***

w stalowym niebie

przegląda się dzień cały

strapiona dusza

 

***

upartym drzewom

na próżno wiatr przywraca

zrzucone liście

 

***

na wrzosowisku

strudzony dzień wygląda

zmierzch nie nadchodzi

 

***

jesienną porą

snują się po ulicach

dymy bez ognia

 

***

staruszka jesień

na żółtych kartkach pisze

testament liści

 

***

idź jak Tezeusz

z nicią babiego lata

w labirynt zimy

 

***

nastała zima

wiewiórka twardy orzech

ma do zgryzienia

 

***

zima tak mroźna

że tylko Styksu wody

nieskute lodem

 

***

nie czas na miłość

Amor wypuszcza strzały

lodowych sopli

 

***

swoje haiku

pędzelkiem piszesz co dzień

na kartkach powiek

 

***

ja tobie wszystko

a ty półksiężyc w serce

i kamień w wodę

 

***

tak bardzo kocham

że często zapominam

mówić ci o tym

 

***

mojemu sercu

jesteś najbardziej drogą

drogą donikąd

 

***

usta kobiety

całują pomarańczą

mówią cytryną

 

***

kwiaty w wazonie

jeszcze jedna ofiara

naszej miłości

 

***

drapieżne zwierzę

nosi na swoich plecach

łagodna pani

 

***

żurek z kiełbasą

połyka w pustej kuchni

tłuste romanse

 

***

zdjąłem piżamę

wtem mnie za gardło chwycił

krawat sumienia

 

***

ślimak i człowiek

pierwszy ma dom na plecach

drugi na głowie

 

***

to pierwsza wiosna

którą oglądać będę

okiem jesieni

 

***

ludzką oziębłość

na próżno pragnie przebić

serca przebiśnieg

 

***

szare gołębie

przynoszą szarym ludziom

skrzydlate myśli

 

***

strumienie czasu

skutecznie gaszą ogień

człowieczych pragnień

 

***

stary kawaler

przez niedomyte okno

zerka na miłość

 

***

wyłącznie ślepcy

mogą mieć jasny ogląd

ciemnoty świata

 

***

w amforze ciała

jak w lampie Aladyna

drzemie potęga

 

***

kolejny miesiąc

przebiegłem w bezsensownej

pogoni jutra

 

***

co za paradoks

świat który gonię biegnie

w przeciwną stronę

 

***

nasza planeta

stała się dla swych bogów

kulą u nogi

 

***

gdzie jesteś Boże

gdy niewidoma prosi

o grosz żebraka

 

***

prowadź mnie Boże

twojego linoskoczka

po pętli życia

 

***

gdy spłodzę syna

i własny dom zbuduję

wyrosnę drzewem

 

***

pies wylizuje

wrzody i krwawe rany

mej samotności

 

***

kłamliwy zegar

wskazuje czas co wraca

do punktu wyjścia

 

***

zazdroszczę kretom

że odnajdują radość

w spoczynku w ziemi

 

***

wynajmę pokój

w piwnicach codzienności

emigrant z raju

 

***

na czole starca

Bóg rzeźbi dłutem czasu

zakręty życia

 

***

z pierwszego piętra

śmierć mnie przekwateruje

na parter nieba

 

***

chcę tak jak motyl

odejść niepostrzeżenie

na wieczną łąkę

 

***

przyjdzie przed świtem

po cichu na paluszkach

złodziejka smutków

 

***

każda sekunda

czyni z naszego życia

wielkie rozstanie

 

***

życie jest złudą

zrozumiesz to gdy w końcu

śmierć cię obudzi

 

***

przed śmiercią w morzu

choć myślą każda rzeka

wraca do źródła

 

***

wyschnięte źródło

nie roni kropel wody

chociaż las płonie

 

***

ma wiarę w Boga

straciwszy wiarę w życie

oczodół pusty

 

***

śmierć jest artystką

rozmywa świat jak pędzel

impresjonisty

 

***

księgi wieczności

zapiszą nasze życie

krótkim haiku

 

Zapraszam Państwa do zapoznania się z krytycznym omówieniem powyższego zbioru OMÓWIENIE, oraz do zapoznania się z moim głosem w dyskusji na temat tego czy wiersze, które Państwo przeczytaliście powyżej mogą być określane mianem haiku, czy też nie, bo zakładam, że dla wielu z Państwa mogły się one wydać nieprzystające do wzorca klasycznego haiku japońskiego, jak też tzw. haiku współczesnego opartego na klasycznym haiku japońskim - DYSKUSJA.

Haiku po polsku - zbiór wierszy haiku Mariusza Parlickiego

Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2019

Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2019