Wiersze i poematy
limerykomiczne

 

Na Bali
 

Prostytutkę raz jedną na Bali
dwaj panowie rurkami dmuchali.
Gdy już strasznie się darła
i o sufit otarła,
powolutku powietrze spuszczali.

 

Owi z Bali, ja wiem to na pewno,
przypuszczali, że ona królewną,
tak, jak w bajkach, się stanie
przez rurkami dmuchanie.
Ona jednak została "kurewną".

 

Jakież wyjście więc mieli ci z Bali?
Zapłacili, zniknęli w oddali
i uznali, że żaby
z balii dmuchną tak, aby
się zjawiły królewny na Bali.

 

Bo na Bali, jak twierdził człek pewien,
więcej dziwek jest, niźli królewien.
Choć bogactwo tam żab
mało za to jest bab,
urodziwych. Jak mało? Oj, nie wiem.

 

 

W Ermitażu

 

Gdy dygnitarz pewien zwiedzał raz Ermitaż,
rzekł: - Pomyśle mój wspaniały, co mi świtasz,
ja cię znam, ja cię czuję,
i zmaterializuję.
Dwa Rubensy więc wytachał na korytarz.

 

W Ermitażu w korytarzu te Rubensy
chciał upłynnić ów dygnitarz za trzy pensy,
bowiem strasznym był durniem,
choć przeczuwam podskórnie,
że IQ spore miał według "Mensy".

 

Przez korytarz Ermitażu szedł marynarz,
dygnitarza więc zapytał: - Co tu trzymasz?
On pokazał dwa płótna,
a ta bestia okrutna
powiedziała: - Za dwa pensy trzy masz.

 

W Ermitażu dwóch nie ma Rubensów,
bo dygnitarz miał pociąg do pensów,
i pomysłów wcielania,
które już od zaranie
były pełne zupełnych nonsensów.

 

Bo czyż warto z Ermitażu dwa Rubensy
było sprzedać dygnitarzu za trzy pensy?
Obliczenia marszanda
wykazują - to granda,
nie spodziewaj się przeto dyspensy.

 

Dygnitarzu z Ermitażu, do cholery!,
gdybyś wziął za każde z płócien pensy cztery,
nie zbiedniałby marynarz,
a ty w sumie te trzy masz
no a sprawcą grubej jesteś dziś afery.

 

Gdyby Rubens z grobu wstał to w Ermitażu,
by się zjawił i by tobie dygnitarzu,
taki portret zmalował,
że byś szybko go schował
do kanału, który pewnie masz w garażu.

 

 

Mały master chef

 

Master chef - dzieciak z miasta Goleniów
do kurczaków moc robi "nadzieniów",
choć mu mówię raz na dzień -
"Nie nadzieniów, lecz nadzień",
on "nadzieniów" moc robi, z "goleniów".

 

Master chef z Goleniowa nie zmieni
przyzwyczajeń, więc nadzień z goleni
nie zamierza przyrządzać.
Trudno mi tu rozsądzać,
czy jest głupi, czy zbytnio się ceni.

 

 

Zapis z macierzystego, kontynentalnych
i jednego krajowego (zdanie odrębne) zjazdu limerystów

 

Limerick

 

Limerystów zjazd w mieście Limerick
postanowił, że żaden heteryk
ani też heteryczka
nie ma prawa wierszyczka
swego szumnie nazywać - limeryk.

 

Ameryka Północna i Południowa

 

Limerystów zjazd z obu Ameryk
postanowił, że każdy limeryk
wersów musi mieć siedem,
a z tych siedmiu choć jeden
ma się otrzeć o cztery litery.

 

Afryka

 

Limerystów zjazd z krajów Afryki
uznał, że wszystkie te limeryki
to jest wymysł dość marny,
bo w nich humor jest czarny
i usuwa limeryki te z Afryki.

 

Azja

 

Limerystów zjazd ze wszystkich krajów Azji
ustanowił - limeryki są z Abchazji.
Cóż, przepadła okazja -
Tuhaj-bejowicz Azja
nie jest ojcem limeryków dla tych z Azji.

 

Australia i Oceania

 

Limeryści (Oceania, Australia)
przestrzegają: w limerykach syf, malaria,
kiła, trup, ekskrementy,
a i różne przekręty
szerzą się, więc kto czyta, ten wariat.

 

Europa

 

Limeryści z wszystkich krajów Europy
uchwalają - limeryki piszą chłopy,
a jeżeli też baby,
to tak na aby, aby,
no i tylko wtedy, gdy nie piszą chłopy.

 

Polska

 

Limeryści - Polska (to odrębne zdanie) -
są potrzebni, jak rycyna na przesranie
i dlatego się łączcie,
ruszcie bryłę i rządźcie,
ale tylko przy jedynie dobrej zmianie.

Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2019

Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2019