15 września 2018
Lepiej wybierz, lepieje europejskie

"Almanach
wierszy krakowskich",
a w nim sześć moich wierszy

Niebawem cykl moich krakowskich wierszy ukaże się w, jak ich nazwa wskazuje, "Almanachu wierszy krakowskich" przygotowanym z inicjatywy i zredagowanym przez Annę Ziembę-Lonc, a wydanym przez Wydawnictwo Armagraf. Promocja książki odbędzie się już 6 października 2018 roku w Krakowie podczas Krakowskiej Nocy Poezji w Szuflandii.  

 


Znajdziecie je Państwo na stronach 156-162 tej publikacji, a już dzisiaj możecie je przeczytać poniżej.

 

O krakowskich gołębiach
i Wieszczu

 

Lipiec, Rynek Główny w Krakowie,

jest południe, w powietrzu drży hejnał.

Pan Mickiewicz ma znowu na głowie

natrętnego szarego gołębia.

 

Chce go zrzucić, lecz ręce z kamienia

niewzruszone trwają, jak trwały,

chce coś krzyczeć, lecz głosu nie ma,

tylko w książkach słowa zostały.

 

Toteż stoi wieszcz nieruchomo,

a tymczasem mówi synek: - ach tato

czemu pan ten stoi z ptakiem na głowie?.....

- Nie wiem synku, może myśl miał skrzydlatą.

 

 

Receptura

 

Promień słońca, cztery pióra gołębia,

kilka nutek hejnału, garść kurzu,

woda z Wisły, najlepiej ta mętna,

od kwiaciarek czerwona róża.

 

Ziarnko kawy parzonej w Wierzynku,

trochę piwa wprost spod „Baranów”,

precel z makiem, zapach koni i tynków,

tysiąc pięćset studenckich planów.

 

Woń kadzidła z Wawelskiej Katedry,

atmosfera „Jaszczurów” barowa,

z Nowej Huty dymu dwa kłęby…

to składniki zapachu Krakowa.

 

 

O dziewczynie z nocą na smyczy

 

Przeciwległą stroną ulicy

szła dziewczyna czarna jak rozpacz,

a noc biegła za nią na smyczy

i po ścianach jej czarny cień niosła.

 

Była północ. Na Wieży Mariackiej

trębacz cały wytrąbił hejnał,

a dziewczyna czarna jak rozpacz

szła, a za nią się wlokła noc ciemna.

 

Aż się obie dowlokły do świtu,

tak bladego, jak księżyc był blady.

Noc odeszła, dziewczyna zniknęła,

tylko rozpacz została na czaty.

 

 

Deszczowa wiosna

 

Maj rozkwitał tej wiosny ospale,

jakby bardziej był marcem niż majem

i dziewczęta, miast być w krótkich spódnicach,

ubierały się - jak zakonnica.

 

Ptaki smętne siedziały na drzewach,

Brzydka wiosna, nie warto śpiewać,

bo i po cóż słowicze trele,

kiedy leje , bez przerwy leje.

 

Na krakowskim Rynku w dorożkach

przysypiali zziębnięci woźnice,

Brzydka wiosna, deszczowa wiosna,

toną w deszczu puste ulice.

 

Wtem mój stary znajomy strażak,

który trąbi z Wieży Mariackiej,

krzyknął: - Wreszcie się wypogadza,

już przestaje padać na Brackiej.

 

 

Sara

 

W Krakowie na Kazimierzu,
tuż przed wiślanym bulwarem,
(kto nie chce, niech mi nie wierzy),
spotkałem Żydówkę Sarę.

 

Miedziane pukle jej włosów
skrywała chusta gołębia,
jej oczy - zwierciadło losu -
ciemna wiślana głębia.

 

Chciałem ją chwycić za rękę,
na kawę pójść na Szeroką...,
ona jak mgła się rozwiała,
wzleciała ku szarym obłokom.

 

Szukałem jej wszędzie, przy mykwie,
pytałem "Pod Orłem" - w aptece,
na Kupa, Meiselsa, pod rondlem,
na strychu, piwnicy, za piecem.

 

Klezmerzy grają w "Arielu",
tu pachnie pascha, tam czulent,
choć ludzi wokoło tak wielu,
nikt Sary nie widział, w ogóle.

 

 

Profesor fizyki kwantowej

 

Profesor fizyki kwantowej,
twórca dowodów i koncepcji,
choć poznał jądro atomowe,
miał w sprawach serca brak percepcji.

 

Gdy Rynkiem Głównym się przechadzał,
widział protony, neutrony,
badaczom innym wciąż doradzał,
a nie mógł znaleźć sobie żony.

 

Zderzacz hadronów był dla niego
jasny jak słońce w swej budowie,
a nieodkrytą wciąż zagadką
był nieopodal drugi człowiek.

 

Aż pewnym razem, gdy Plantami
szedł w okolicach Bunkra Sztuki,
ujrzał kobietę, jak dynamit
i się oderwał od nauki.

 

Odkrył z nią kosmos, inny wymiar,
to co jest mikro, mezo, makro,
i myślał, jak to, że nie widział
tego wszystkiego wcześniej, jak to?

 

Nigdy by odkryć nieodkryte
nie jest zbyt późno. Choć wiek starczy,
profesor pojął, szkiełko, oko,
do pewnych odkryć nie wystarczy.

 

Copyright © Mariusz Parlicki 2016 -2019

Designed by Mariusz Parlicki 2016 -2019